Obrazek

Obrazek

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział pierwszy - część druga. (Lodo)

                                                    CZĘŚĆ DRUGA!

"Rzekł do niej, jakby przez jego struny głosowe przemawiały wszystkie diabły"*


                                      Patrzyłam w jego piękne oczy, nie mogłam oderwać wzroku od jego idealnej twarzy. On stał naprzeciw mnie jak gdyby nigdy nic. Podniósł lekko kąciki ust. Kochałam, gdy tak się uśmiechał. Zatonęłam w jego błyszczących tęczówkach. Nagle się przybliżył. Zmniejszył odległość dzielącą nasze usta. Przymknęłam oczy, moje serce zaczęło walić jak oszalałe. On mnie zaraz pocałuje! Niezauważalnie rozchyliłam wargi. Byłam pewna, że za chwilę mój ideał pozbędzie się tej wkurzającej odległości, która dzieli nasze twarze. Jednak to nie nastąpiło... Zamiast tego złapał mnie mocno za ramię i brodą wskazał na ścianę za mną. Odwróciłam się. Wisiał tam tylko kalendarz. Spojrzałam na datę. 1 kwiecień (dzisiaj)... Tyle, że 3 lata temu... Nie... Nie! NIE! Tylko nie to! Pospiesznie spojrzałam na ukochanego. Odsuwał się ode mnie miękko i delikatnie tak, jakby frunął. Zarejestrowałam jeszcze jego rękę machającą mi na do widzenia. Nie! Pisnęłam. On nie mógł odejść! Nie mógł mnie tu zostawić! Spanikowana, drżącą dłoń wyciągnęłam w jego kierunku próbując go dosięgnąć. Ale był za daleko. Chciałam za nim biec, nie mogłam. Moje nogi się nie ruszały. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Otarłam je, żeby mieć lepszy widok na ukochanego znikającego w mgle. Nagle poczułam jego silne ręce na moim przegubie. Podsunął mi moją dłoń pod oczy. Spływała po niej czerwono-czarna, lepka ciecz... O Jezu! Zaczęłam się wydzierać, gdy zobaczyłam, że twarz Marco wygląda dokładnie tak samo jak wtedy w szpitalu przed trzema laty... On błyskawicznie wsunął dłoń pod moją bluzkę, objął moja pierś a blade, martwe usta złączył z moimi. Nagle zniknął a ja, już nie podtrzymywana przez niego upadłam. Zauważyłam, że leżę na ulicy. Ulicy, całej czerwonej. Od krwi. Mojej krwi. Z każdego mojego poru wyciekała ta obrzydliwa ciecz. Nie miałam siły krzyczeć. Ktoś położył mi rękę na plecach. Spojrzałam w górę. To był Marco. Juz nie martwy. Cały w skowronkach. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Usłyszałam, jak jego cudowne usta wypowiadają słowa, które przeszło trzech lat ciążyły mi na sercu jak kamień "To twoja wina"... Jednak to nie był jego czarujący głos, tylko okropny warkot, jakby diabła. Nie miałam już siły krzyczeć. "Spotkała cię kara". Usłyszałam znowu ten paskudny skrzek. I wtedy zrozumiałam... Zamieniłam się miejscami z osobą, na której zależało mi najbardziej. Umierałam. Jak Marco... Nagle wszystko zawirowało. Przeszyła mnie fala bólu, z mojego nosa buchnęła krew... Czy to tak się czujesz, gdy umierasz? Zamknęłam oczy, nie miałam już walczyć. Wszystko znikło... 
                                          I obudziłam się z piskiem w pustym mieszkaniu. Drżącymi rękami oplotłam kolana i z trudem łapiąc oddech wsłuchałam się w otaczającą mnie ciszę. Wciąż miałam przed oczami błękit zniewalający jego źrenic i piękny uśmiech gdy patrzył jak umierałam. Nie potrafiłam już płakać. Miałam wrażenie, że wylałam już wszystkie łzy, a moje serce nie jest w stanie już pokochać. Chłodno traktowałam ludzi, nie mogłam patrzeć na ich zachwyt i szczęście. Uciekłam z domu tuż po wypadku i wylądowałam tu – w samym środku zatłoczonego Buenos Aires w małej klitce służącej mi za mieszkanie. Od czasu porzucenia moich ukochanym i znienawidzonych zarazem Włoch z nikim nie miałam bliższego kontaktu. Zostawiłam przyjaciół w Rzymie, zerwałam z nimi kontakt całkowicie. Za bardzo przypominali mi o najstraszniejszej tragedii w moim życiu. Zmieniłam nr telefonu, usunęłam konta na portalach społecznościowych. Innymi słowy – uniemożliwiłam im znalezienie mnie. Ale czy oni w ogóle szukali? Nie ważne, to już przeszłość.
Ten sen mnie nie przerażał. Miewałam takie prawie każdej nocy minionych trzech lat. Tylko teraz zdarzały się częściej i były coraz gorsze. Najgorsze, że Marco zawsze przypominał mi jakim to jestem potworem i że to z własnej winy go straciłam. Nie potrzebnie zawracał sobie głowę, wiedziałam to. Gdybym tak wtedy nie naciskała, żeby do mnie przyjechał, to by nie ruszył się z domu. Gdybym go nie nastraszyła, że dzieje się coś złego, nie jechałby tak szybko. Gdyby nie ja – by żył. Jestem idiotką. Przez moją chora potrzebę jego bliskości, ktoś mi go zabrał. I już nigdy mnie nie przytuli. Już nigdy nie powiem mu, jak bardzo go kocham. Już nigdy nie będzie mi dane poczuć się bezpiecznie w jego ramionach...

                                   Prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Dziś jednak musiałam. Coś mnie tknęło. Ta myśl dręczyła mnie do siódmej nad ranem. W końcu odważyłam się na ten gest. Ubrałam się jakoś po ludzku, pomalowałam, by zakryć zapuchnięte oczy i z kurtką w ręku wyszłam ze spokojnego mieszkania prosto na zatłoczoną ulicę Buenos Aires. Chciałam się tylko przewietrzyć na odludziu, lecz po drodze zmieniłam zdanie. Skierowałam się do centrum. Nogi same poniosły mnie do kawiarni. Nie wiedzieć czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że coś ciekawego się dzisiaj wydarzy, lecz nie miałam pojęcia co...

*Tekst zerżnięty z pewnej nutki Słonia :) Troszki zmieniony, ale to nie zmienia faktu, że nie mój ;p Tak dla wiadomości ;)


-----------------------------------------------------------------
Heja wszystkim ;)
To jest kompletna beznadzieja :D
DLA OGÓLNEJ WIADOMOŚCI!
Poprzednia część była o Vale, ta natomiast jest o Lodo ;p

Hej! Czy dla Was to naprawdę aż tak wiele skomentować?
Wiem z pewnych źródeł, że co najmniej 3 osoby (może więcej, ale nwm xD)
czytały poprzednie posty. A pod każdym tylko po jednym komie...
Serio, wystarczy mi  "Super!" lub "Beznadzieja!".
Chcę po prostu poznać waszą opinię :)

An ;*



3 komentarze:

  1. Oj kochanie...
    Nie wiem co napisac. Chyba wystarczy, że to było świetne.
    Naprawdę świetny rozdział. Bardzo mi się spodobał i nie mogę się doczekac rozwinięcia tej wspaniałej historii.
    Całuję mocno, i pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek będziesz miała problem z brakiem weny ( w co wątpię) pisz do mnie śmiało na gg. Na pewno Ci pomogę, słońce ;)
    Kocham mocno,
    Cathy <333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz naprawdę rewelacyjnie!
    Historia niezwykle ciekawa i wspaniale opisana!
    Czyta się lekko i przyjemnie! ;)
    Będę zaglądała tu znacznie częściej! <3
    Pozdrawiam, Patt ;*
    PS: Nie martw się, u mnie Lu nie będzie tą ''najgorszą''...w końcu kiedyś się zmieni! :)
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. <3





    Wystarczy? Ekstra rozdzial dawaj kolejny :-) A! 4 lipca zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, nawet ten najkrótszy, zawierający negatywną ocenę mojej twórczości daje mi kopa do roboty i chęci do pracowania nad sobą ;)